Wojciech Sadurski Wojciech Sadurski
204
BLOG

Wyznania Salonowca

Wojciech Sadurski Wojciech Sadurski Polityka Obserwuj notkę 55

Co robić? Okrągła liczba wpisów się zebrała, ale ładniej byłoby (a w każdym razie – na pewno godniej), gdybym sam tego nie zauważył, gdybym udawał, że w ogóle nie zwróciłem na to uwagi, że to dopiero jakiś Czytelnik mi pogratulował, a ja – zgodnie ze starannie podtrzymywanym wizerunkiem roztargnionego akademika – nie wiedziałbym zupełnie, o co chodzi. Z drugiej wszakże strony – wrodzona (a po części i nabyta) próżność nie pozwala mi zostawić sprawy na pastwę losu i ryzykować, że nikt tej mojej setki nie dostrzeże.

Jak z tego dylematu wybrnąć? Tak źle i tak niedobrze.

Wyjście kompromisowe znalazłem takie: zamiast Wielkiej Mowy Okolicznościowej, niech to będzie okazja do kilku całkiem osobistych refleksji na temat tego zdumiewającego miejsca, jakim jest Salon24 i zjawisko blogu bardziej generalnie. Jak alkoholik mówiący uparcie o swej przypadłości, tak i ja chcę wywnętrzyć się na temat mojego nowego nałogu, jakim jest właśnie blogowanie.

1.       Największa osobliwość blogu. O tym już kiedyś pisałem, ale nie przestaje to mnie fascynować: dziwaczne połączenie niezwykłej bezceremonialności z jednej strony z przeczuleniem i przewrażliwieniem z drugiej. Jedno i drugie jest z osobna zrozumiałe i można od biedy nauczyć się z tym żyć, ale połączenie obu tych właściwości w jednym miejscu stale wprawia mnie w zdumienie. A więc z jednej strony: pełen luz, ryzykowne żarty i aluzje, całkowita dezynwoltura i odlot, a z drugiej strony – wystarczy, że powie się o jeden żarcik za dużo, rzuci jedno niepotrzebne słówko, popełni jedną nadobowiązkową złośliwość – a już człowiek dostaje po palcach: jak śmiał, i co on w ogóle sobie myśli, i za kogo on się uważa. Muszę powiedzieć, że z tym osobliwym pomieszaniem hecy z Wersalem ciągle nie bardzo umiem sobie poradzić. (Zresztą i tak reakcji Czytelników nie da się przewidzieć. Niedawno zamieściłem żartobliwą niby-recenzję książkową, w której sponiewierałem Kraków a wywyższyłem Warszawę. Pewien Komentator z Poznania napisał solennie, że co prawda on rozumie ironię, ale takie generalizacje o miastach są jednak nie na miejscu…)

2.       Najważniejsza cnota, jakiej trzeba się w blogu nauczyć. Są dwie. Pierwsze to pokora. W “normalnej” prasie człowiek wysila się może bardziej, ale jak już ponawtyka te wszystkie figury retoryczne, te wszystkie demagogiczne wygibasy i te wszystkie “żelazne” argumenty, to może potem usiąść sobie z kieliszkiem wina i chichotać: ale im przyłożyłem! W blogu – nic z tych rzeczy. Tu człowiek wyda z siebie jakiś niesamowity koncept jak nie przymierzając kura jajo, a nie minie minuta, jak mu to wszystko zamienią w pył, zaś balon dobrego samopoczucia i satysfakcji, przekłuty przez czujnych komentatorów, zostaje żałosnym kawałkiem gumki. A druga najważniejsza cnota – nie brać się zbyt poważnie. Najgorzej tu mają ci, co nie mają do siebie dystansu. (Czasem mi się wydaje, że brak dystansu do siebie to jedyna słabość, jaką dobry Pan Bóg mnie nie pokarał. Ale kto wie?) 

3.       Najważniejsza nauczka. Niewątpliwie ta dotycząca anonimowości. Przyznaję: gdy tu przychodziłem, byłem zielony w sprawach internetowych i do blogu podszedłem z tradycyjnymi przyzwyczajeniami: anonimowość jest czymś “second best” – mniejszym złem, ale złem. Teraz widzę, że Internet wprowadził całkowite przewartościowania w naszych tradycyjnych koncepcjach dotyczących dyskursu publicznego. Filozofie wolności słowa ciągle tkwią w epoce Gutenberga, a my tu mamy coś zupełnie nowego – nie tylko nowa technologia komunikacji, ale i zupełnie inna architektura dyskursu: nie ma podziału na mówiących i słuchających, nie ma ograniczeń przestrzeni zadrukowanej, na której zmieścić mają się rozmaite myśli itp. I w tym wszystkim anonimowość też jest do przewartościowania. W każdym razie fakt, że gdy poruszyłem m.in. tę właśnie kwestię (która nota bene w moim wpisie miała być czymś zupełnie marginalnym) dostałem ponad 500 komentarzy, w dużej mierze bardzo gniewnych, dał mi wiele do myślenia… No i myślę nadal.

4.       Największa auto-kompromitacja. To oczywiście ten cholerny Cyceron, którego pomyliłem z Cezarem. Nie mam nic, ale to nic na swoje usprawiedliwienie: łaciny uczyłem się przez całe długie cztery lata w Liceum Batorego i tę okropną „Galia est omnis divisa in partes tres…” („okropną” – bo w końcu co to za złota myśl, że jakiś kraj jest podzielony na trzy części? Nasz jest podzielony na więcej, a się nie chwalimy) musiałem wkuwać na pamięć, nie wiadomo zresztą po co. Nie ma co się tłumaczyć, bo żadnych usprawiedliwień nie ma: można tylko wejść pod stół i odszczekać głupi błąd. Co też zrobiłem. (Aha, było jeszcze jedno kretyństwo; ta „logika nie-euklidesowa”, ale to niektórzy zdaje się potraktowali jako zamierzoną metaforę, więc przynajmniej częściowo mi się upiekło…)

5.       Największa irytacja. Najbardziej zdenerwował mnie… o nie, to już pozostanie moją tajemnicą, nie będę tej osobie dawał takiej satysfakcji. Powiem więc generalnie o trollach. Nie wierzę tym blogowiczom, którzy mówią, że się trollami nie przejmują. Ja się przejmuję. Nie spływa po mnie jak po kaczce. Staram się zrozumieć: dlaczego tyle złości? Nie mówię o kontr-argumentach, nawet najostrzejszych, ale wyłącznie o tych czysto personalnych wyzwiskach. Pewno i ja nie jestem bez winy… . W każdym razie, przyznaję, że trolle od czasu do czasu zachodzą mi za skórę i wtedy muszę wziąć sobie krótki urlop od Salonu.

6.       Najbardziej urocze sformułowanie: „Co prawda zazwyczaj nie zgadzam się z Sadurskim, ale tym razem…” – to wydaje się niemal obowiązkowe w przypadku tych z Państwa (zwłaszcza tzw. „czerwonych”), którzy od czasu do czasu skłonni są przyznać mi w czymś rację. Proponuję, dla zaoszczędzenia miejsca, zastąpić te słowa skrótem: CPZNZSZS („Co Prawda Zazwyczaj…” itp.) i automatycznie wklejać na początek wpisu, by przypadkiem ktoś nie posądził danego autora o sojusz z Sadurskim poważniejszy, niż tylko na chwilkę, przypadkiem, i w całkowicie drugorzędnej sprawie… W każdym razie częstotliwość pojawiania się tej klauzuli przekonuje mnie, że to JA jestem najbardziej politycznie niepoprawny w S24, a nie moi Oponenci!

7.       Największa słabość blogu. To możliwość kasowania komentarzy przez autora blogu. Od samego początku traktowałem to jako niedorzeczność i zaprzeczenie podstawowej architektonicznej zasady blogowania, a mianowicie nieuchronnego wystawienia się Autora na wszelkie krytyki, nawet najbardziej niesprawiedliwe, a bezkarne, bo anonimowe (por. pkt 3 powyżej). Nie oznacza to, że wolność słowa powinna być nieograniczona: treści zniesławiające, oszczercze, podburzające, skrajnie wulgarne czy pornograficzne, powinny być usuwane. Nie wiem jak to najlepiej technicznie rozwiązać (pewno spada to w końcu na nieszczęsnego Administratora), ale akurat autor blogu, pod adresem którego dane słowa są skierowane, jest ostatnią osobą, która powinna mieć uprawnienia cenzorskie. Stąd przyjąłem konsekwentnie zasadę niewycinania żadnych komentarzy, nawet najbardziej agresywnych, bo nie chcę być posądzony o ułatwianie sobie zadania w dyskusji przez cenzurowanie krytyk mojego stanowiska. Nie jestem w tym odosobniony, ale bynajmniej nie wszyscy tak robią; jeden z moich salonowych sąsiadów-„czerwonych” ze szczególną satysfakcją wydaje się informować regularnie Komentatorów: „Masz u mnie bana za …”. Tego nie rozumiem: jeśli ktoś tak lubi cenzurować, niech zabierze się za inną pracę.

8.       Najważniejsze ostatnie odkrycie: Walka klasowa na blogu! Jak wiadomo, w Salonie24 są dwie klasy: klasa panująca („Czerwoni”) i klasa wyzyskiwana („Niebiescy”). Ci pierwsi mają rozliczne przywileje (łatwiejszy wstęp na Stronę Główną, zdjęcia), ci drudzy – nie mają nic do stracenia, poza kajdanami. Zgodnie z teorią pewnego brodatego Niemca (zresztą Żyda, jak niechybnie niektórzy podkreślą) z XIX wieku, nieuchronnie nasila się walka klasowa: Niebiescy umacniają swą świadomość klasową i solidarnie walczą z Czerwonymi, słusznie lekceważąc pseudo-różnice w łonie klasy panującej (ostatnio zostałem zdemaskowany, wraz z Łukaszem Warzechą, jako elitarysta, odgradzający się w swojej klimatyzowanej wieży z kości słoniowej od prawdziwego społeczeństwa, z którym – rzecz jasna – tylko Niebiescy mają wspólnotę świadomości i interesów). Dowodzi to, że Niebiescy z „klasy w sobie” stają się „klasą dla siebie”, co wieści rychłą rewolucję. Póki co, na wszelki wypadek prysnąłem na antypody, zabierając ze sobą skrzętnie własne środki produkcji, czyli laptop oraz skażony kosmopolityzmem i konsumpcjonizmem umysł. Przeczekam i wrócę, gdy nowa władza się ustateczni.

Już za długie robią się te refleksje …  Więc jeszcze tylko, wzorem najważniejszych mów dziękczynnych, czyli tych oskarowych, podziękuję Szanownym Gospodarzom, którzy wykazali niezwykłą cierpliwość wobec mało subordynowanego autora, a także wszystkim komentatorom i czytelnikom – zarówno wrogim mi jak i przyjaznym (byle nie obojętnym!). Teraz idę upić się z tej ważnej okazji, więc bardzo proszę nie oczekiwać rychłych odpowiedzi na ewentualne komentarze – wrócę, gdy już wytrzeźwieję i kac mi przejdzie, no a to już będzie nowy dzień i pewno nowy wpis… I znów zobaczycie tę „nienawiść kapiącą” z mojej „wykrzywionej złością paszczy”, jak sympatycznie napisał pod moim ostatnim wpisem pewien wierny komentator, którego niniejszym, jak i wszystkich Państwa, serdecznie pozdrawiam.

Moje najlepsze wpisy: 1. Rękopis znaleziony w Kabanossie: "Obraz Salonu: sercem gryzę" 2. Trochę plotkarska opowieść o pewnej Damie (taka jak z Vivy lub T 3. Pawłowi Paliwodzie do sztambucha 4. Opowieść nowojorska 5. Sen 6. Książę, Machiavelli i pistolecik 7. Szatani, Biesy i Inni Demoni Pana Premiera 8. Prolegomenon do blogologii (Wykład Jubileuszowy) 9. Wyznania Salonowca 10. Salon Poprawnych 11. Szanowny Panie Rekontra (czyli druga spowiedź solenna, szczera, 12. Rok Niechęci Do Ludzi (mowa jubileuszowa) 13. Manifest tolerała 14. Spowiedź szczera, solenna, sobotnia 15. Anty-anty-polityka 16. Czynaście 17. Prawo i lewo naturalne 18. Król Maciuś I o Unii Europejskiej 19. O kulturze dyskusji 20. Moje obsesje

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka