Wojciech Sadurski Wojciech Sadurski
271
BLOG

Salon Poprawnych

Wojciech Sadurski Wojciech Sadurski Polityka Obserwuj notkę 93

Felietony Bronisława Wildsteina w Rzeczpospolitej noszą stały tytuł “Niepoprawne”. Zastanawiam się, co Autor miał na myśli, wybierając sobie taką właśnie autocharakterystykę. Czy chodzi tu np. o brak poprawności językowej?

Byłoby to nadmiernym autokrytycyzmem, choć prawdą jest, że teksty Wildsteina nadmierną elegancją językową nie grzeszą. Już pierwsze zdanie wczorajszego felietonu:  Ogłoszenie europejskiego Dnia przeciwko Karze Śmierci miało być kolejnym krokiem w unijnej krucjacie przeciw temu rozwiązaniu prawnemu” ujawnia pewną ociężałość stylu – czy owym „rozwiązaniem prawnym” jest sama kara śmierci czy też ogłoszenie europejskiego dnia przeciwko niej, na co analiza językowa mogłaby wskazywać. Ale byłoby to czepianie się, bo choć teksty Widsteina na ogόł nie uwodzą czytelnika gładkością stylu, nie są – ściśle rzecz ujmując, niepoprawne.

Może więc chodzi o brak merytorycznej poprawności, czyli o błędy treściowe? I tu można by dyskutować. Oto np. w tymże felietonie Wildstein pisze:  Taki charakter (normy prawnej, ktόrą trudno zmienić – przyp. WS) ma Karta praw podstawowych, która była integralną częścią projektu europejskiej konstytucji, a dziś, pomimo jego odrzucenia, wprowadzana jest tylnymi drzwiami do europejskiego systemu prawa.” Jest to oczywisty błąd merytoryczny: Karta praw fundamentalnych została spisana przez specjalny konwent, a potem przyjęta – jako dokument polityczny - na szczycie w Nicei w grudniu 2000, na wiele lat zanim zaczęto myśleć o traktacie konstytucyjnym. Do Traktatu została potem włączona jako cały blok, praktycznie bez zmian, a pewne prawne konsekwencje (np. w postaci powoływania się na nią przez strony procesowe, jako do wskazówki interpretacyjnej, w postępowaniu przed Europejskim Trybunałem Sprawiedliwości) wywiera już od kilku lat, całkiem bez związku z losem traktatu konstytucyjnego.

Nie sądzę jednak, by Wildstein taki brak poprawności miał na myśli. Przypuszczam, że chodzi mu o „niepoprawność polityczną”; że w swej auto-prezentacji deklaruje swój brak konformizmu, uległości wobec możnych tego świata i obiegowych opinii. Innym słowem, tytułowa „Niepoprawność” nie jest chyba poklasku godnym przejawem skromności i samokrytycyzmu, ale raczej dumną deklaracją niezależności i autonomii opinii.

Otόż obawiam się, że Wildstein nie ma najmniejszych podstaw, by uważać się w tym sensie za „niepoprawnego”, choć jego poprawność może być w istocie skutkiem jego własnej, niezależnej, krytycznej refleksji. Wildstein nie jest „niepoprawny” w tym sensie, by jego poglądy były rozbieżne z dziś dominującymi opiniami w Polsce. Wprost przeciwnie: w zdecydowanej większości przypadkόw, popiera swą publicystyką generalną linię rządu. W tym sensie, jest publicystą jak najbardziej pro-rządowym. Używam tej nazwy bez intencji ocennej i chęci etykietowania: Wildstein – o czym jestem przekonany – do swych konkluzji, ktόre akurat zbieżne są z polityką rządu, doszedł niezależnie i autonomicznie. Ma pełne intelektualne prawo wspierać rząd, np. w konflikcie z GW (jak uczynił to przedwczoraj), albo z Unią Europejską w sprawie kary śmierci (jak uczynił to wczoraj). To, czego nie może, to nazywać owego pro-rządowego stanowiska „niepoprawnym”, bo z punktu widzenia dzisiejszej władzy jest publicystą jak najbardziej poprawnym: dzień po dniu, tekst po tekście, chwali program i postępowania rządu Kaczyńskiego, a gani i ośmiesza jego krytyków.

Nie jest również „niepoprawny” w sensie rozbieżności z obiegową opinią, bo w większości spraw, o ktόrych pisze, zgodny jest w swych koncepcjach z poglądami większości ludzi (jak np. w kwestii kary śmierci) lub przynajmniej dużej części opinii publicznej. W samej rzeczy, istotną częścią jego publicystyki jest przeświadczenie, że w III RP media i środowiska opiniotwórcze nie liczyły się ze zdaniem zdrowej części społeczeństwa, a teraz on i jego publicystyczni konfratrzy tę lukę wypełniają własną publicystyką.

To wszystko, co napisałem powyżej, nie dotyczy rzecz jasna wyłącznie Wildsteina, ale dużej grupy czołowych publicystόw IV RP, ktόrzy opowiadają się generalnie za IV RP i w tym sensie są na tych samych falach co Jarosław Kaczyński, Zbigniew Ziobro i inni czołowi dzisiejsi politycy. Ci wszyscy publicyści – a więc także Maciej Rybiński, Piotr Semka, Tomasz Sakiewicz, Stanisław Michalkiewicz, Tomasz Terlikowski itp. jednocześnie narzekają na władzę „Salonu”, czyli chcą uchodzić za „niepoprawnych” (choć tylko Wildstein uczynił z tej niepoprawności swą winietę). Otόż tak się nie da: nie da się zjeść ciastka i mieć je, albo – by zmienić metaforę – zachować cnotę i mieć radość z poczęcia dziecka. Albo albo.

Skończę udawać Greka. Gdy wymienieni publicyści z Wildsteinem na czele afiszują się swoją rzekomą niepoprawnością, nie mają oczywiście na myśli obu czołowych kryteriόw niepoprawności, które tu wymieniłem: rozbieżności z poglądami władzy lub rozbieżności z obiegowymi poglądami społecznymi, ale trzecie kryterium, dużo bardziej szczegółowe, a mianowicie niezgodność z poglądami Gazety Wyborczej. No dobrze, ale dlaczego to miałoby być wyrόżnikiem niepoprawności? Przecież Salon IV RP nie jest tworzony przez redaktorόw GW: to właśnie publicyści Rzepy, Dziennika, Gazety Polskiej itp. zaludniają dziś salony polityczne, intelektualne, rządowe. To oni: Wildstein, Rybiński etc, dziś Salonem.

Tak naprawdę, bardzo mało mnie obchodzą. Ale interesuje mnie pewien  fenomen intelektualno-socjologiczny: dlaczego publicyści - znani, sprawni, popularni - będący wedle wszelkich miar na świeczniku, upierają się, by nadawać sobie aury wykluczenia, dysydencji, „niepoprawności”? Skąd ta potrzeba podtrzymywania - wbrew faktom - mitu, że chociaż wszystko odwróciło się po końcu 2005 roku, oni nadal są w jakiejś twierdzy, oblężonej przez hegemonów, polit-poprawniaków i salonowców, skoro to oni właśnie są salonem i dyktują reguły politycznej poprawności, skrzętnie podchwytywane przez publiczne media (w dużej mierze przez nich zaludniane) i ciepło akceptowane przez dzisiejszych Gospodarzy Polski.

A mimo to, upierają się, by za odnośnik „poprawności” uważać Gazetę Wyborczą. Czy nie oddają tym, niezamierzonego a przez to najlepszego, hołdu znienawidzonej gazecie? Czy w tym podtrzymywaniu statusu Wyborczej jako stałego punktu odniesienia, w stosunku do którego sami definiują się jako ludzie „spoza” (jako „niepoprawni”) nie wyrażają głęboko ludzkiej i na swój sposób urzekającej wątpliwości, czy ten ich nowy Salon nie jest troszkę za bardzo parciany?

Moje najlepsze wpisy: 1. Rękopis znaleziony w Kabanossie: "Obraz Salonu: sercem gryzę" 2. Trochę plotkarska opowieść o pewnej Damie (taka jak z Vivy lub T 3. Pawłowi Paliwodzie do sztambucha 4. Opowieść nowojorska 5. Sen 6. Książę, Machiavelli i pistolecik 7. Szatani, Biesy i Inni Demoni Pana Premiera 8. Prolegomenon do blogologii (Wykład Jubileuszowy) 9. Wyznania Salonowca 10. Salon Poprawnych 11. Szanowny Panie Rekontra (czyli druga spowiedź solenna, szczera, 12. Rok Niechęci Do Ludzi (mowa jubileuszowa) 13. Manifest tolerała 14. Spowiedź szczera, solenna, sobotnia 15. Anty-anty-polityka 16. Czynaście 17. Prawo i lewo naturalne 18. Król Maciuś I o Unii Europejskiej 19. O kulturze dyskusji 20. Moje obsesje

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka