Wojciech Sadurski Wojciech Sadurski
851
BLOG

Jak mnie Eli Barbur z Izraela deportował

Wojciech Sadurski Wojciech Sadurski Polityka Obserwuj notkę 87

Po moich kilku wpisach na temat „operacji” Izraela w Gazie w styczniu b.r. – którą uznałem za akt bandycki, zbrodniczy i niewspółmierny do realnego zagrożenia – i po tym, jak zapowiedziałem swoją podróż do Izraela w końcu maja i na początku czerwca, Eli Barbur zapowiedział, że już on dopilnuje, bym na lotnisku w Tel Awiwie został zawrócony z powrotem – co więcej, że załatwienie owej deportacji to dla niego żaden problem, ot co najwyżej pięć minut rozmowy z kim trzeba. Oczywiście, w najmniejszym stopniu nie przestraszyłem się i nie odwiodło mnie to od planόw podrόży, a to co najmniej z dwόch powodόw. Po pierwsze, w ogόle nie jestem specjalnie strachliwy. Po drugie, „groźba” Barbura brzmiała tak groteskowo, że od razu dojrzałem w niej zwykłe pajacowanie kogoś, kto dodaje sobie ważności krzykiem, być może sam się przekonując o swej potędze. Takich gogolowskich typόw już parę razy spotkałem w swoim życiu i wiem, że ich tromtadracja to po prostu zwykłe napinanie chudych mięśni, co daje efekt zupełnie jak w przypadku owego Rewizora, ktόry bardzo lubił być naczelnikiem, namiestnikiem albo nawet i carem – już dokładnie nie pamiętam czym.

 

Pocieszne publiczne pogróżki Barbura podsunęły mi natomiast taką oto refleksję, że być może są one szczerą projekcją przyzwyczajeń młodzieńczych – być może (podkreślam: być może) Barbur spędził dzieciństwo w PRL-u i napatrzył się, jak można załatwiać ekstradycję niewygodnych przybyszόw – a także rozmaite inne sprawy, znajdujące się w gestii szeroko rozumianych resortόw siłowych – przy pomocy telefonu, do kogo trzeba. Niewykluczone, że Barbur w Izraelu jest przykładem dość w końcu typowego zjawiska niektόrych imigrantόw z PRL-u, ktόrzy w swym nowym – już demokratycznym - otoczeniu starają się (nieskutecznie, ale z pewnym zapałem) wprowadzać w życie metody, zaczerpnięte z arsenału autorytarnego. Co w otoczeniu demokratycznym na szczęście nie sprawdza się.

 

Ta sekwencja rozumowania, ktόrą obecnie Państwu relacjonuję, a ktόra została uruchomiona pogróżkami Eli Barbura, nieoczekiwanie zwróciła moją uwagę na inny wątek, a mianowicie na pytanie, czy Izrael jest państwem demokratycznym. W ten sposób, nieoczekiwanie dla mnie samego, myśli moje oderwały się od postaci Barbura a skupiły się na jego państwie, w ktόrym przez kilka dni niedawno przebywałem. W konsekwencji refleksja moja, oderwawszy się od kwestii indywidualnej i dość trywialnej, nabrała rangi bardziej uniwersalnej i politycznej, co z radością tu komunikuję.

 

Na podstawie obserwacji a także rozmów z Izraelczykami – zarόwno Żydami jak i Arabami – a także Palestyńczykami z Jerozolimy i z Zachodniego Brzegu – nabrałem przekonania, że Izrael, jako państwo, prawo, system konstytucyjny i gospodarczy – funkcjonuje jednocześnie w trzech układach:

 

  1. Układ demokratyczny – w relacji między państwem Izrael a izraelskimi obywatelami pochodzenia żydowskiego. Jest to demokracja o charakterze częściowo teokratycznym, z dużymi koncesjami na rzecz obecności i przywilejόw dla religii w życiu publicznym – jak na mόj gust, zbyt daleko odchodzącymi od zasad neutralności religijnej państwa – ale niewątpliwie demokracja, taka jaka odpowiada najwyraźniej większości izraelskich Żydόw. Problem tylko taki, że jest to demokracja dla swoich: beneficjanci owej demokracji – a zatem członkowie „demosu” - zdefiniowani sią w sposób etniczny lub rasowy.
  2. Układ dyskryminacyjny – w relacji między państwem Izrael a jego obywatelami pochodzenia arabskiego. Arabowie izraelscy korzystają z pewnych uprawnień, przysługujących obywatelom państwa – mogą głosować, być wybierani do Knessetu, podróżować z paszportami izraelskimi – ale fakt, że są obywatelami drugiej kategorii jest oczywisty dla wszystkich, ktόrzy np. przekroczą niewidzialną linię dzielącą Wschodnia Jerozolimę (arabską) od żydowskiej części miasta. Wydatki publiczne na arabskie dzielnice, szkoły, lecznictwo itp. są szokująco niewspόlmierne do liczby ludności arabskiej, a ich zatrudnienie w sektorze publicznym – minimalne (w Banku Izraela, jak mi powiedziano, nie pracuje ani jeden Arab – i to nie z powodu braku kwalifikacji!). Formalne, konstytucyjne określenie Izraela jako państwa „demokratycznego i żydowskiego” stanowi symboliczne ukoronowanie (albo zakotwiczenie, jak kto woli) owego zepchnięcia obywateli arabskich do roli pariasόw: jakie mają powody identyfikować się czy okazywać lojalność państwu, ktόre definiuje się formalnie jako państwo żydowskie?
  3. Układ apartheidu: to relacje między państwem Izrael a ludnością arabską na Zachodnim Brzegu. Zachodni Brzeg niby formalnie nie jest okupowany, ale faktycznie jest: siła militarna Izraela jest tam obecna zarόwno potencjalnie (w każdej chwili Izraelczycy mogą wtargnąć do każdego domu czy miejscowości) i realnej – przez ochronę osiedli żydowskich. Osadnicy są odpowiednikiem ludności białej w apartheidowskiej RPA; Arabowie są spychani na margines. Checkpointyprzy wjeździe na Zachodni Brzeg są dokuczliwe i upokarzające; mur stanowi formę rabunku arabskiej ziemi i zasobόw, zwłaszcza wody; wygodne drogi buduje się teraz z myślą o ich wyłącznym użytku przez osadnikόw. Cały system niby-niezależności Zachodniego Brzegu stanowi instytucjonalizację upokorzenia i bezczelnego wyzysku.

 

Należałby jeszcze wymienić czwartą kategorię: mieszkańcόw Strefy Gazy, ktόra co prawda jest wolna od obecności izraelskiej, ale ktόra została zduszona ekonomicznie blokadą i zmasakrowana agresją styczniową, której celem było – jak z dumą i aprobatą powiedziała mi moja izraelsko-żydowska znajoma, bardzo znana profesor prawa – nie tyle zastopowanie terroryzmu rakietowego ile pokazanie Palestyńczykom, że Izrael nie cofnie się przed niczym dla ochrony bezpieczeństwa swych obywateli. Jeśli TO miało być celem, to oczywiście każdedziałanie – czemu nie masowy mord? Czemu nie potraktowanie gazem? Czemu nie namierzenie szkoły na cel pociskόw? – jest „współmierne” do takiegocelu.

 

Takie oto obserwacje i refleksje mi się nasunęły w czasie mojego pobytu w Izraelu (i na Zachodnim Brzegu, zwłaszcza w Ramallah), z którego Eli Barbur nie zdołał mnie deportować. By jednak – zgodnie z regułami stylu, nauczanego w Wyższej Szkole Felietonistyki – od spraw poważnych wrócić do zabawnych, czyli naszego punktu wyjścia, jakim jest Kolega Barbur, pragnę odpowiedzieć na pytanie: czy wszystko co pisze tu Barbur, jest skażone tak samo małą wiarygodnością, jak jego propagandowe teksty o Izraelu albo jego pogrόżki o deportacji krytykόw tego państwa?

 

Otόż nie. Obiektywizm nakazuje przyznać, że niektóre teksty Kolegi Barbura, publikowane tu w Salonie24, są prawdziwe i słuszne. Niedawno publikował tu np. w odcinkach opisy rόżnych miast polskich, w ktόrych informował m.in. że w Warszawie stoi Kolumna Zygmunta, zaś miasto Krakόw szczyci się zamkiem na wzgórzu wawelskim. Nawet jeśli dla niektórych nie są to wiadomości jakoś specjalnie zaskakujące, to jedno trzeba Barburowi przyznać: są one całkowicie prawdziwe.

Moje najlepsze wpisy: 1. Rękopis znaleziony w Kabanossie: "Obraz Salonu: sercem gryzę" 2. Trochę plotkarska opowieść o pewnej Damie (taka jak z Vivy lub T 3. Pawłowi Paliwodzie do sztambucha 4. Opowieść nowojorska 5. Sen 6. Książę, Machiavelli i pistolecik 7. Szatani, Biesy i Inni Demoni Pana Premiera 8. Prolegomenon do blogologii (Wykład Jubileuszowy) 9. Wyznania Salonowca 10. Salon Poprawnych 11. Szanowny Panie Rekontra (czyli druga spowiedź solenna, szczera, 12. Rok Niechęci Do Ludzi (mowa jubileuszowa) 13. Manifest tolerała 14. Spowiedź szczera, solenna, sobotnia 15. Anty-anty-polityka 16. Czynaście 17. Prawo i lewo naturalne 18. Król Maciuś I o Unii Europejskiej 19. O kulturze dyskusji 20. Moje obsesje

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka