Wojciech Sadurski Wojciech Sadurski
1807
BLOG

Poczucie humoru (felieton niedzielny, żartobliwy)

Wojciech Sadurski Wojciech Sadurski Rozmaitości Obserwuj notkę 48

Z poczuciem humoru jest jak z uzębieniem: albo się je ma, albo się nie ma, albo ma się, ale wybrakowane. Nie, nie twierdzę, że Pan Bóg jakoś specjalnie szczodrze obdarował mnie poczuciem humoru, na co zresztą wskazuje pierwsze zdanie niniejszego wpisu. Ale prawdziwy dramat następuje, gdy człowiek z lekko wybrakowanym poczuciem humoru (jak ja) trafia na kogoś, całkowicie tego przymiotu pozbawionego. Ma to w szczególności miejsce, gdy zamierzone żarty odbierane są z pełną powagą (“Kto tam?” – “Hipopotam”. –“Proszę nie klamać, przecież widzę, że nie jest pan hipopotamem tylko moim sąsiadem”). To trochę jak rzucić w kogoś granat, po czym ta osoba chwyta go, spokojnie ogląda na wszystkie strony, po czym z wyrzutem mówi, że ta gruszka nie nadaje się zjedzenia, bo jest za twarda.

Jakiś czas temu napisałem tu niby-recenzję z książki bodajże Świetlickiego, stanowiącą świadomą parodię warszawskich resentymentów anty-krakowskich: w recenzji tej w sposób karykaturalny wyraziłem apoteozę Warszawy jako miasta porywającego polotem i wyobraźnią, przeciwstawionej krakowskiemu, zatęchłemu mieszczaństwu (no dobrze, w każdej karykaturze jest trochę prawdy, ale tylko trochę). W odpowiedzi usłyszałem m.in. (chyba od jakiegoś Poznaniaka), że to bardzo nieładnie rozpowszechniać takie stereotypy, że przecież są to nieuprawnione generalizacje, że Kraków jest naprawdę bardzo ładnym miastem (podobnie zresztą jak Poznań) itp.

Coś podobnego przytrafiło mi się kilkanaście dni temu. Opublikowalem tu tekst pt. “Parytet”, stanowiący rodzaj paszkwilu na taksówkarzy, tak skrajnego i jednostronnego, że do głowy mi nie przyszło, że ktoś mógłby to potraktować poważnie. W moich intencjach dowcip miał polegać na tym (a niech tam, wyjawię Państwu sekrety mojego warstatu), że przypisując taksówkarzom idiotyczne stereotypy (np. o złodziejstwie lub niepolskim pochodzeniu wszystkich polskich polityków), sam dopuściłem się równie absurdalnego stereotypu, oskarżając wszystkich taksówkarzy, jak leci, o tak bezrozumne poglądy. Miała to być więc niejako dwupiętrowa ironia na temat stereotypów.

Myślalem, że żart jest dość przejrzysty. Gdzie tam! Pan “mbojko” surowo skarcił mnie za… powielanie stereotypów, pisząc, że nie spodziewał się tak niesprawiedliwych generalizacji na moim blogu i jest w ogóle mną bardzo, ale to bardzo rozczarowany.

W tekście tym napisałem też, że taksowkarze przypisują polskim politykom popełnienie przestępstwa ciągłego, polegającego na przywłaszczaniu cudzego majątku. Na to “szczelo” zauważył bystro, że przecież mówiąc “politycy to złodzieje”, taksówkarze nie posługują się ścisłym, legalistycznym pojęciem slowa “złodziej”. (To trochę tak, jakbym przytoczył opinię, że politycy to “k**wy”, zaś ktoś mnie zbeszta, że wcale nie chodzi o to, że politycy są rozwiązłymi niewiastami).

Żart polegał również na ironicznym potraktowaniu opinii taksówkarzy jako miarodajnych dla całego społeczeństwa – coś, co czasem przytrafia się leniwym reporterom, którzy potrafią napisać poważną relację na podstawie wyłącznie tego, co usłyszeli w taksówce w drodze z lotniska do hotelu, o czym brać dziennikarska doskonale wie. I oto jeden z komentatorów pod moim wpisem zanegował socjologiczną wiarygodność mojej relacji…

Pointą tekstu był postulat stworzenia specjalnego (tytułowego) “parytetu” dla taksówkarzy w Sejmie (na tej podstawie, że jest to grupa najbardziej poinformowana i z najlepszymi pomysłami reform). Ktoś ostrzegł, że w ten sposób przygotowuję ideowy grunt pod inne parytety, np. dla czarnoskórych…

Wreszcie, z pewnym ciepłym rozbawieniem i to aż dwukrotnie (by ktoś nie pomyślał, że przypadkowo) użyłem zabawnej warszawskiej wersji “na Żwirkach” (przyznaję, zawsze w Warszawie zadaję taksówkarzom prowokacyjne pytanie: “jak tam ruch na Żwirkach?”) – na co usłyszałem od pani Teresy Bochwic solenne pouczenie, że prawidłowa forma brzmi: “na ulicy Żwirki i Wigury”.

Krótko mówiąc – od początku do końca fiasko, pełna masakra. Co robić? Są trzy możliwości:

1.      Za każdym razem, przy każdym żarcie, wpisywać specjalny znaczek (np *), ostrzegający: Uwaga, żart!

2.      Porzucić wszelkie próby żartów; uznać, że mi po prostu nie wychodzą?

3.      Postarać się nauczyć żartowania od kogoś lepszego w tym fachu? Np. od Pani Bochwic albo Pana Bojko?

 

Moje najlepsze wpisy: 1. Rękopis znaleziony w Kabanossie: "Obraz Salonu: sercem gryzę" 2. Trochę plotkarska opowieść o pewnej Damie (taka jak z Vivy lub T 3. Pawłowi Paliwodzie do sztambucha 4. Opowieść nowojorska 5. Sen 6. Książę, Machiavelli i pistolecik 7. Szatani, Biesy i Inni Demoni Pana Premiera 8. Prolegomenon do blogologii (Wykład Jubileuszowy) 9. Wyznania Salonowca 10. Salon Poprawnych 11. Szanowny Panie Rekontra (czyli druga spowiedź solenna, szczera, 12. Rok Niechęci Do Ludzi (mowa jubileuszowa) 13. Manifest tolerała 14. Spowiedź szczera, solenna, sobotnia 15. Anty-anty-polityka 16. Czynaście 17. Prawo i lewo naturalne 18. Król Maciuś I o Unii Europejskiej 19. O kulturze dyskusji 20. Moje obsesje

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości