W jednym z najradośniejszych, najrozkoszniejszych miast świata, w którym “ziemia pachnie gorąco”, by zacytować Poetę, spotkałem się wczoraj na kolację z wybitnym polskim reżyserem filmowym, na dodatek nietypowym, bo nieskażonym żadnymi moralnymi wykroczeniami z nieletnimi lub kokainą. Na samym początku miłego wieczora kolega mój wyznał, że – męczony nostalgią za Krajem – zajrzał na stronę internetową Rzeczpospoliteji znalazł tam „wyjątkowo głupi” – jak się wyraził – artykuł Ziemkiewicza.
Gdy już wytrzeźwiałem po suto zakrapianej kolacji wziąłem i przeczytałem ową „Busolę” – i muszę wyrazić niezgodę ze zdaniem mojego Kolegi. To znaczy – oczywiście tekst jest nieznośnie przegadaną bufonadą, a końcowe podłączenie się pod Herberta przypomina kawał o wiadomo-czym, które przyczepiło się do statku i mówi „Płyniemy”. Artykuł Ziemkiewicza ma jednak pewną wartość: gdy zeskrobać z niego to nieznośne pretensjonalne wodolejstwo, które u niektórych mniej wyrobionych Czytelników może uchodzić za piękną, barokową prozę polityczną, pozostaje w miarę przydatny dla obserwatora polskiej sceny politycznej katechizm Prawicowej Poprawności Politycznej (PPP).
Już teraz młodzi publicyści mediów publicznych nie muszą tkwić w niepewności: Ziemkiewicz dał im „Busolę”, by wiedzieli co jest OK, a co niekoszerne. Polska demokracja jest jednym wielkim kłamstwem, ferajna rządzi, michnikowszczyzna jakimiś dziwnymi metodami – choć moralnie zbankrutowała - nadal steruje opinią publiczną, no bo ludzi mamy dobrych, choć pewno niezbyt mądrych. Nad tym wszystkim unosi się wszech-potężny „salon”, do którego rzecz jasna Ziemkiewicz nie należy, bo media drukowane i elektroniczne jakie obsiadł swym rozłożystym intelektem w ogóle się nie liczą, a salony polityczno- dyskusyjne, na które jest stale zapraszany (pamięta Pan, Panie Rafale, konferencję pod Warszawą, na której się spotkaliśmy niedawno?) tez całkowicie się nie liczą. Kto wie, może w jakimś sensie ma rację.
Ale tylko w takim, w jakim miał rację Marx. Nie, nie Karol, ale Groucho. Gdy powiedział: „Nie chciałbym należeć do klubu, który przyjąłby mnie na swojego członka”.