Europikuś Marek Migalski strasznie acz teatralnie oburzył się na Radka Sikorskiego, za jego krytykę obecnego Prezydenta i potencjalnego rywala w wyborach prezydenckich. „Chamówa!” – krzyczy Europikuś, chamówa nie Hollywood.
Abstrahując już od absurdalnego przywołania Hollywoodu, zdradzającego jakieś głębokie kompleksy światowe Europikusia, zapatrzonego w wielki świat być może z mieszanką fascynacji i lęku – używanie knajacko- podwórkowego języka („chamowa”) jest głęboko symptomatyczne. Bez względu bowiem na niestosowność aluzji Radka Sikorskiego do wzrostu Prezydenta – aluzji zresztą częściowo w swej złośliwości zneutralizowanej, bo opatrzonej wszak zastrzeżeniem, że nie ma nic złego w byciu niskim – aluzji której, by była jasność, nie pochwalam, nieproporcjonalność „chamówy” do tego, co powiedział Sikorski, sugeruje jakieś głębsze problemy Europikusia.
Jak mi się wydaje, są dwa (problemy, nie Europikusie, bo w istocie Europikusiow jest więcej).
Pierwsze – to lęk Europikusia, źe Prezes partii mógł poważnie potraktować deklarację Europikusia o „wysiadaniu” na znak protestu przeciw koalicji medialnej z SLD. W obliczu lęku z powodu własnej nieprzemyślanej dzielności, Europikuś musi teraz udowodnić swą partyjną lojalność specjalną nadgorliwością.
Drugie tłumaczenie jest takie. PiS-owscy radykałowie przyjmują implicite, że PO (minus Janusz Palikot) to partia elegancka i salonowa, zaś im PiS-owcom wszystko wolno. Gdy więc Europikuś mówi o swych oponentach, że mają „nas*ane w głowie”, to jest to naturalna kolej rzeczy i w ogóle rutynowa dziejowa oczywistość. Gdy jednak ktoś z PO powie coś mało eleganckiego, jest to taką aberracją, że zasługuje na miano „chamówy”.
Tym podwójnym standardem, Europikuś mimowolnie składa wielki hołd swym oponentom.