Wojciech Sadurski Wojciech Sadurski
787
BLOG

Ochrona rodziny przed homoseksualistami (i PS o red. Warzesze)

Wojciech Sadurski Wojciech Sadurski Polityka Obserwuj notkę 123

Są trzy tematy, które niechybnie I nieuchronnie wzbudzają tu, w Salonie24, wzburzenie, poruszenie i intensywne potępienie: homoseksualizm, Michnik (i szerzej, Gazeta Wyborcza), oraz Platforma Obywatelska (a ostatnio zwłaszcza Radosław Sikorski). Jest rzecz jasna więcej tematów, rozgrzewających blogerów i komentatorów: Żydzi, aborcja, seks itp., ale te trzy pierwsze mają gwarantowaną publiczność, w zdecydowanej większości potępiająco-szyderczą.

Niedawny wyrok Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w sprawie Kozak przeciwko Polsce dał asumpt kolejnemu moralnemu wzmożeniu, dotyczącemu homoseksualizmu. Tradycyjnie najpierw zabrał głos Pan Redaktor Tomasz Terlikowski, oburzający się z powodu braku respektu ze strony Trybunału dla rodziny (zresztą w ubiegłym tygodniu pan Terlikowski miał wiele powodów do oburzenia: zaraz potem pooburzał się z powodu wyroku apelacyjnego w sprawie artykułu w Gościu Niedzielnym, a także  z powodu kłopotów, jakie ma wystawa anty-aborcyjna; można powiedzieć, że norma oburzeniowa została przez Pana Terlikowskiego wykonana z nawiązką, choć nie wątpię, że nowy tydzień przyniesie wiele nowych okazji do oburzenia).

http://terlikowski.salon24.pl/160669,malpi-rozum-trybunalu

Dyskusja na temat tego orzeczenia rozgorzała też pod moim wpisem, a także na wielu innych blogach. Wśród wielu aspektow oburzenia, związanego generalnie z homoseksualizmem, na pierwszy plan wysunął się argument, że prawne uznanie homoseksualnych związków, stanowi zamach na rodzinę, rozumianą tradycyjnie. Jak oburzył się oburzony Pan Terlikowski, oburzające jest to, że „Sędziów (Trybunału – przyp. WS) (…) nie interesuje sensowność ich decyzji, ani ochrona rodziny”. W podobnym duchu, ale z większą emfazą, bloger seaman napisał, że „sam fakt istnienia związków homoseksualnych jest przeciwko „tradycyjnej rodzinie”.  Mniej lub bardziej świadomie, bezwiednie lub z premedytacją, ale taki związek niszczy właśnie rodzinę tradycyjną.”

http://seaman.salon24.pl/160901,swiecki-zabobon-praw-czlowieka

Zawsze mnie interesowało, na mocy jakiego procesu myślowego można odmowę prawnego uznania związków homoseksualnych uznać za obronę rodziny, zaś – na odwrót – uznanie takich związków – za zamach na rodzinę. Przecież sam fakt uznania X nie stanowi zagrożenia dla Y – chyba że X samo w sobie stanowiłoby zagrożenie dla Y. Na przykład: uznanie w jakimś kraju buddyzmu jako równoprawnego wyznania religijnego nie stanowi samo w sobie zagrożenia dla np. protestantów, no chyba,  że buddyści aktywnie zajmowaliby się prześladowaniem protestantów. Na tej samej zasadzie, o ile członkowie związków homoseksualnych nie zajmują się aktywnie prześladowaniem rodzin heteroseksualnych – a o ile wiem, nie ma takiego problemu, w każdym razie na masową skalę – to uznanie legalności związków homoseksualnych samo w sobie nie stanowi groźby dla rodziny tradycyjnej.

Jedyne więc logiczne uzasadnienia dla argumentu „uznanie związków homoseksualnych to zagrożenie dla rodzin hetersoksualnych”, jakie potrafię sobie wyobrazić, opierać się musi na przekonaniu, że w wyniku uznania związków jednopłciowych nastąpi jakiś poważny przepływ pojedynczych ludzi, a może i grupowo, z rodzin tradycyjnych do rodzin homoseksualnych. Taki transfer, taki exodus dzisiejszych heteroseksualistów w kierunku nowych, nietradycyjnych związków, rzeczywiście spowodowałby poważną groźbę dla rodziny tradycyjnej, ze wszystkimi tego konsekwencjami – w tym, dramatycznym spadkiem rozrodczości. I istotnie, taki właśnie argument padł w dyskusjach spowodowanych wyrokiem ETPC: jak napisała w dyskusji pod wspomnianym wpisem „seamana” blogerka „wawa”: no dobrze jak juz pan Sadurski i GW oswieca wszystkich Polakow ci zostana homoseksualistami badz lesbijkamito ja sie pytam skad beda sie braly dzieci? skoro sa to "nie gorsze zwiazki" to co z potomstwem? z Afryki? Azji?

Myślę że „wawa” nieźle wyartykułowała obawę, stojącą za krytyką pomysłu uznania związków heteroseksualnych. Zauważmy wszakże, że niezbędną przesłanką dla takiego przewidywania, dla takiej pesymistycznej wizji konsekwencji prawnego uznania związków homoseksualnych, jest (1) przekonanie, że dzisiejsze rodziny trzymają się wyłącznie dlatego, że nie ma dla nich żadnej prawnej alternatywy, a także, że (2) wielu z nas tylko dlatego tkwi w związkach heteroseksualnych, że nie ma prawnie respektowanych możliwości przejścia na homoseksualizm. Pierwszy punkt wydaje mi się zdradzać niezwykle niską ocenę dzisiejszej rodziny: jeśli jedyne, co ją trzyma, to niedostępność form prawnych dla innych  związków, to świadczyłoby to o jej niezwykłej wręcz słabości. Nie zgadzam się z tym zupełnie. Wbrew oburzonemu Panu Terlikowskiemu i jego oburzonym zwolennikom, uważam, że rodzina dzisiejsza jest instytucją silną i zdrową, a nie tylko po prostu trwającą z powodu prawnych dla niej przywilejów. Nie mam o niej tak marnego mniemania, jak zwolennicy tezy, że uznanie innych rodzin zagrozi rodzinie heteroseksualnej.

Drugi punkt również uważam za błędny. Nie sądzę, by otwarcie możliwości prawnej dla małżeństw lub innych związków homoseksualnych wyzwoli masowe przechodzenie na homoseksualizm, bo uważam, że bardzo wielu spośród nas, heteroseksualistów, tkwi w swej orientacji seksualnej dlatego, że jest nam z nią dobrze, a nie dlatego, że nie mamy prawnie uznanych alternatyw. Dla mnie np. hipotetyczna wiadomość o stworzeniu równouprawnienia dla związków heteroseksualnych będzie miała zerowe znaczenie praktyczne, bo nie-heteroseksualnymi relacjami po prostu nie jestem i na pewno już nie będę (o ile cośkolwiek na tym swiecie jest „na pewno”) zainteresowany. Moim współrodakom-gejom będę gratulował sukcesów i powodzenia w ich związkach, ale nie przyłączę się, bo po prostu tak już jestem skonstruowany.

Nie chcę wszakże wszystkiego oceniać w oparciu o własną osobę. Niewykluczone, że wśród zwolenników tezy „związki homoseksualne = atak na rodzinę heteroseksualną” są ludzie na tyle niepewni własnej orientacji, że lękają się, że zbudowanie nowych form prawnych rodziny stworzy dla nich pokusę nie do odparcia. Pragną więc zabezpieczyć się przed taką pokusą – która niewątpliwie dla wielu ludzi spowodowałaby wiele zamętu w ich dotychczasowym życiu – wykluczając możliwość uznania prawnego innych związków.

No dobrze, ale dlaczego z powodu swej słabości, niepewności czy ambiwalentności odmawiają oni innych współ-obywatelom – akurat tym, przekonanym o swym homoseksualnym nastawieniu – korzystania z klejnotu życia rodzinnego? Wszak są inne, mniej radykalne metody poradzenia sobie z tym problemem – może jakaś forma terapii, może dyskusje z przyjaciółmi, może przeczytanie kolejnego artykułu lub książki Lwa Starowicza, który wszystko wyjaśni w sposób łagodny i ludzki?

Tak czy inaczej, paradoks, polegający na tym, że rzekomi „obrońcy rodziny” mają tak niskie mniemanie o sile dzisiejszych rodzin, że domagaja się dla nich monopolu prawnego, a także tak słabe przekonanie o stabilności orientacji heteroseksualnej wielu ludzi, że boją się, że równouprawnienie może ich przekabacić na homoseksualizm – nie przestaje mnie zdumiewać. Obrońcy rodziny okazują się nie wierzyć w jej siłę, a krytycy związków homoseksualnych – w trwałość heteroseksualnej orientacji.

To rzeczywiście zdumiewające. A zdumienie – jak wiadomo – to krok w kierunku odkryć cennych, wartościowych i pożytecznych dla ludzkości.

 

PS: Właśnie przeczytałem deklarację redaktora Łukasza Warzechy, wyrażoną przy okazji krytyki Pani Hanny Gronkiewicz Waltz, że od dzisiaj zamierza odnosić się do niej per “Bufetowa”. Tak postawiony został kolejny krok do brutalizacji, na wzór „Faktu”, Salonu24: gdy zawodowy publicysta tu piszący regularnie,  a zatem stanowiący częśćwizerunku „Salonu”, oznajmiapublicznie, że zamierza włączyć do swego języka obelżywe, grubiańskie przezwisko, łamiące elementarne formy odnoszenia się przez mężczyzn do kobiet, w głowach innych tu pisujących powinno zapalić się światełko alarmowe. Gdy Warzecha histerycznie atakował Prezydent Warszawy za ustanowienia jakiegoś buspasa, było to tylko śmieszne; gdy dziś dumnie deklaruje przyjecie prostackiego przezwiska do opisu nielubianego przez siebie polityka, jest to już smutne dla stałych autorów Salonu, który troszkę bardziej stał się stodołą.

Moje najlepsze wpisy: 1. Rękopis znaleziony w Kabanossie: "Obraz Salonu: sercem gryzę" 2. Trochę plotkarska opowieść o pewnej Damie (taka jak z Vivy lub T 3. Pawłowi Paliwodzie do sztambucha 4. Opowieść nowojorska 5. Sen 6. Książę, Machiavelli i pistolecik 7. Szatani, Biesy i Inni Demoni Pana Premiera 8. Prolegomenon do blogologii (Wykład Jubileuszowy) 9. Wyznania Salonowca 10. Salon Poprawnych 11. Szanowny Panie Rekontra (czyli druga spowiedź solenna, szczera, 12. Rok Niechęci Do Ludzi (mowa jubileuszowa) 13. Manifest tolerała 14. Spowiedź szczera, solenna, sobotnia 15. Anty-anty-polityka 16. Czynaście 17. Prawo i lewo naturalne 18. Król Maciuś I o Unii Europejskiej 19. O kulturze dyskusji 20. Moje obsesje

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka