Wojciech Sadurski Wojciech Sadurski
3930
BLOG

O uprawnieniach dzieci niepoczętych

Wojciech Sadurski Wojciech Sadurski Polityka Obserwuj notkę 135

"Każdy ma prawo, by nie wspomagano jego śmierci i nie wspomagano jego poczęcia, ma prawo być poczęty normalnie przez rodziców” -mówi w ostatnim Plusie-Minusie ks. profesor Franciszek Longchamps de Berrier. Tę maksymę, że „każdy ma prawo do naturalnego poczęcia” (a w domyśle: bez stosowania metody In vitro) słyszałem już dawniej. Novum polega na tym, że ten logiczny nonsens jest teraz powtórzony przez człowieka naprawdę mądrego, o czym mogę zaświadczyć, bo księdza Franciszka znam osobiście od dawna i jego umysł (tudzież urok osobisty) cenię bardzo wysoko.

http://www.rp.pl/artykul/553209.html

 

A jest to oczywiście nonsens, aż zęby bolą. Przyjrzyjmy się temu zdaniu; „Każdy ma prawo do poczęcia w sposób naturalny” – kim jest „Każdy” w tym zdaniu? Chwila refleksji przekonuje, że podmiot tego zdania jeszcze nie istnieje, skoro ma „prawo” dopiero do rozpoczęcia swego istnienia w taki czy inny sposób. A jak byt jeszcze nieistniejący może mieć prawo do czegokolwiek?

A że jest to byt nieistniejący zgodzą się chyba wszyscy: myślę, że nawet Pan Red. Tomasz P. Terlikowski, pochylający się miłośnie nad każdym plemnikiem, nie mówiąc już o zygocie, nie uzna, że dzieci niepoczęte są osobami ludzkimi. Dziecko nienarodzone – bardzo proszę , ale dziecko niepoczęte to jednak chyba pojęcie wewnętrznie sprzeczne? Chyba, że jest to jakiś potencjalny, hipotetyczny agregat buszujących sobie dumnie (i chcących przenikać wrogie prezerwatywy) plemników i – z drugiej strony - łagodnie i cierpliwie oczekujących na swój lepszy los jaj damskich – no ale taki koncept chyba wymaga wyobraźni większej niż księdza profesora, nie mówiąc o mojej.

Może więc w zdaniu „Każdy ma prawo do poczęcia w sposób naturalny” ów podmiot „każdy” dotyczy już realnie istniejących, narodzonych ludzi, a ich prawo rozciąga się niejako ex post, z mocą wsteczną czyli retrospektywnie, na sam akt poczęcia? Nie, i takie rozumienie urąga logice. Jak mogę mieć prawo do czegoś w przeszłości, co gdyby się nie wydarzyło, w ogóle bym nie zaistniał?

Aby zdać sobie sprawę z logicznego nonsensu owej maksymy, proponuję – wzorem irytującego może belfra, stosującego metodę „przez analogię” – rozważenie następującego zdania: „Każdy student ma prawo być przyjęty na studia na podstawie wyników egzaminów wstępnych”. Pewny jestem, że każdy średnio rozgarnięty czytelnik (a nawet wielu nieco mniej rozgarniętych) od razu sprostuje; „Nie każdy student, ale każdy kandydat na studia”! No właśnie, skoro już jesteś tym studentem, to nie możemy ci przypisywać uprawnienia, które dotyczy inicjacji owego statusu. Ale kim jest (przez analogię) „kandydat na człowieka” w maksymie księdza profesora?

Logicznie maksyma ta nie da się więc – jak mi się wydaje – obronić, ale pozostaje jeszcze warstwa etyczna: moralność jest wszak nie tylko domeną czystej logiki. Jakie etyczne, merytoryczne znaczenie można przypisać maksymie o prawie ludzi do bycia poczętym w sposób naturalny? Za taką maksymą tkwić musi przeświadczenie, że ludzie poczęci w inny sposób, niż Pan Bóg i ksiądz profesor przykazali, są na swój sposób mniej szczęśliwi, mniej spełnieni, mniej zrealizowani – no „mniej cokolwiek”, czego dotyczą kryteria etyczne.

Czy tak jest? Czy można przytoczyć jakiekolwiek argumenty na rzecz tezy, że inne poczęcie człowieka niż w drodze – przepraszam za słowo – spółkowania, jakoś naznacza tego człowieka moralnie? Czy normalni, zdrowi ludzie w ogóle zastanawiają się nad okolicznościami swego poczęcia? Tego typu doświadczenie psychologiczne jest mi całkowicie obce, ale jeśli rzeczywiście ludzie, dla których modalność ich poczęcia jest istotna, to czy nie rozciąga się to również na inne aspekty aktu miłosnego: na chęci, nastrój i stan trzeźwości przyszłych rodziców, na przykład?

No dobrze, wchodzę na cienki lód, na którym łatwo o żarciki w złym guście, na które nie zasługuje ani ksiądz profesor ani czytelnicy tego blogu, bardzo uwrażliwieni – jak wiadomo – na mowę szyderstwa, nienawiści i wykluczania, zwłaszcza w świetle Deklaracji Łódzkiej. Ale problem jest poważny, nawet jeśli skłania żartownisiów ku niepoważnym dywagacjom. Więc już najzupełniej poważnie: oponenci metody „In vitro” mają w zanadrzu także argumenty bardziej serio, wymagające rozważenia w dobrej wierze i dyskusji. Ale nie powinni przyjmować metody argumentacyjnej opierającej się na przekonaniu, że z trzech argumentów marnych skleci się jeden dobry.

A ten – przytoczony przez miłego księdza profesora – jest marny okropnie.

Moje najlepsze wpisy: 1. Rękopis znaleziony w Kabanossie: "Obraz Salonu: sercem gryzę" 2. Trochę plotkarska opowieść o pewnej Damie (taka jak z Vivy lub T 3. Pawłowi Paliwodzie do sztambucha 4. Opowieść nowojorska 5. Sen 6. Książę, Machiavelli i pistolecik 7. Szatani, Biesy i Inni Demoni Pana Premiera 8. Prolegomenon do blogologii (Wykład Jubileuszowy) 9. Wyznania Salonowca 10. Salon Poprawnych 11. Szanowny Panie Rekontra (czyli druga spowiedź solenna, szczera, 12. Rok Niechęci Do Ludzi (mowa jubileuszowa) 13. Manifest tolerała 14. Spowiedź szczera, solenna, sobotnia 15. Anty-anty-polityka 16. Czynaście 17. Prawo i lewo naturalne 18. Król Maciuś I o Unii Europejskiej 19. O kulturze dyskusji 20. Moje obsesje

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka