Wojciech Sadurski Wojciech Sadurski
755
BLOG

Nieposłuszeństwo obywatelskie, lustracja, Ewa Milewicz

Wojciech Sadurski Wojciech Sadurski Polityka Obserwuj notkę 133

Zazwyczaj przechodzę na czerwonym świetle, gdy jestem absolutnie, ale to absolutnie pewny, że nie nadjeżdża żaden samochód, nawet z daleka.

Czy jest to rozsądne? Nie wiem. Czy jest to akt nieposłuszeństwa obywatelskiego? Jasne że nie, robię to raczej z egoistycznych powodów i nikogo nie namawiam do naśladowania. Ale czy mam wyrzuty sumienia lub poczucie winy z tego powodu? Nigdy. Jamais. Never.

Bo uważam, że prawa należy przestrzegać z jakichś powodów, a nie ot, wyłącznie bo to jest prawo. Przede wszystkim dlatego – że jest to środek do osiągania dobra wspólnego, np. bezpieczeństwa na drogach, jak w moim przykładzie. A ponieważ indywidualni „konsumenci prawa” (czyli obywatele) nie mają zazwyczaj dostatecznych podstaw, by dokładnie przeanalizować wszystkie za i przeciw, by wymierzyć wszystkie koszty i zyski, składające się na dobro wspólne, warto przyjąć generalną regułę, że wspólne przestrzeganie prawa prowadzi zazwyczaj do osiągania dobra wspólnego.

Zazwyczaj – ale to nie znaczy: zawsze. Są bowiem sytuacje, w których przestrzeganie prawa nie przyczynia się w niczym do wspólnego dobra, a nieprzestrzeganie może być bardziej uzasadnione. Dzieje się tak w przypadkach trywialnych (gdy moje nieprzestrzeganie prawa nie prowadzi do żadnego zła, jak w przypadku przechodzenia na czerwonym świetle przy absolutnym upewnieniu się, że nic nie zagraża i że na dodatek nie daję nikomu złego przykładu) albo, na odwrót, w przypadkach moralnie bardzo ważnych. Gdy, w moim szczerym przekonaniu, prawo jest moralnie złe i głupie, a moje nieprzestrzeganie go nie jest egoistycznym uniknięciem wspólnych ciężarów ponoszonych dla osiągania dobra wspólnego, ale wprost przeciwnie – dla zasygnalizowania swym współ-obywatelom niezgody na nieprawość, wyrażaną (w moim przekonaniu) przez to prawo.

To właśnie przypadek Nieposłuszeństwa Obywatelskiego (N.O.). I to właśnie przypadek działania (a właściwie nie-działania, bo ich czyn polega na powstrzymaniu się od pewnego działania), planowanego przez niektórych kolegów i koleżanki z GW (i może innych mediów) mediów związku z ustawowym wymogiem składania oświadczeń lustracyjnych przez dziennikarzy.

N.O. ma już swoje ustalone, szlachetne miejsce w systemach prawnych demokracji liberalnych – np. w USA, gdzie swojego czasu Sąd Najwyższy zatwierdził prawo do tzw. „conscientious objection” w przypadku obowiązkowego zaciągu do wojska, wobec którego niektórzy mieli religijnie lub etycznie motywowane obiekcje. Odróżnienie takich obiekcji od obiekcji motywowanych egoistycznie nie zawsze jest łatwe, ale liczą się sama zasada: N.O. nie jest aktem anarchii, wrogim samej zasadzie praworządności (każdy ma obowiązek przestrzegania demokratycznie przyjętego prawa), ale marginesem wolności zostawionym przez demokratyczną społeczność tym, którzy z głębokich przekonań moralnych owej demokratycznej większości podporządkować się nie chcą.

Zbierzmy może kryteria i wymogi autentycznego N.O., odróżniającego ten akt od warcholstwa czy egoizmu:

  1. Akt N.O. musi być motywowany głębokimi przekonaniami moralnym, których szczerość nietrudno zweryfikować (w przypadku dziennikarzy GW – od dawna wyrażana głęboka, pryncypialna wrogość wobec lustracji);
  2. Akt N.O. musi mieć minimalne (a jeszcze lepiej: zerowe) koszty społeczne dla innych, tzn. tych, którzy prawu temu zamierzają się podporządkować. (Dziennikarze GW nikomu nie robią krzywdy swym Działaniem; co najwyżej, niektórzy czytelnicy uznają ich za mniej wiarygodnych, ale to już ich, dziennikarzy, strata…)
  3. Akt NO musi nastąpić po wyczerpaniu prób przyjęcia właściwego (z punktu widzenia osoby podejmującej NO) prawa w drodze demokratycznej;
  4. Aktowi N.O. musi, dla uwiarygodnienia publicznego charakteru i szczerości, towarzyszyć dobrowolna gotowość poddania się sankcjom zapisanym w kontestowanym prawie.

 Te cztery kryteria, wzięte łącznie, to, moim zdaniem, dobra podstawa do myślenia o N.O. w społeczeństwie demokratycznym – jako formy kompromisu między zasadą realizowania woli większości a poszanowaniem praw tych, którzy z tą większością szczerze, głęboko i z przyczyn moralnych lub politycznych nie zgadzają się.

I moim zdaniem jest oczywiste, że zapowiedziane postępowanie Ewy Milewicz i tych jej kolegów/koleżanek, którzy nie podporządkują się wymogom ustawy lustracyjnej, kryteria N.O. w pełni spełniają.

A teraz pójdę krok dalej, już nie jako teoretyk prawa, ale jako kolega-publicysta i czytelnik. Myślę sobie, że ich wiarygodność, jako pryncypialnych oponentów polskiego modelu lustracji, zmniejszyłaby się, gdyby teraz po instrument N.O. nie sięgnęli, albo przynajmniej bardzo poważnie by go nie rozważyli.

Moje najlepsze wpisy: 1. Rękopis znaleziony w Kabanossie: "Obraz Salonu: sercem gryzę" 2. Trochę plotkarska opowieść o pewnej Damie (taka jak z Vivy lub T 3. Pawłowi Paliwodzie do sztambucha 4. Opowieść nowojorska 5. Sen 6. Książę, Machiavelli i pistolecik 7. Szatani, Biesy i Inni Demoni Pana Premiera 8. Prolegomenon do blogologii (Wykład Jubileuszowy) 9. Wyznania Salonowca 10. Salon Poprawnych 11. Szanowny Panie Rekontra (czyli druga spowiedź solenna, szczera, 12. Rok Niechęci Do Ludzi (mowa jubileuszowa) 13. Manifest tolerała 14. Spowiedź szczera, solenna, sobotnia 15. Anty-anty-polityka 16. Czynaście 17. Prawo i lewo naturalne 18. Król Maciuś I o Unii Europejskiej 19. O kulturze dyskusji 20. Moje obsesje

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka